Monthly Archives: Grudzień 2012

97. O ‚Harrym Potterze’

<- poprzedni tekst o przeczytanej książce

Planowałem ten tekst napisać już od początku powstania tej strony, czyli udało mi się zwlekać prawie rok. Czemu? Wiem, że temat może się wydawać mało poważny, że to tylko kolejny tekst wyrażający moją opinię na temat kolejnej przeczytanej przeze mnie książki – bo nie będzie to tekst o filmach o tym bohaterze; jak dla mnie konwersje książek do filmów czy na odwrót to pomyłka tego świata, ponieważ książką można wyrazić inne rzeczy, filmem zupełnie inne i konwertując z jednego medium na drugie nie wykorzystuje się tego drugiego medium w pełni, a do tego spłyca się wersję pierwotną; a poza tym filmy na podstawie książek robią niezdrową furorę i zamiast interesować się postaciami fikcyjnymi, ludzie interesują się w aktorach mieszając ich prawdziwie ja z filmowym, i to jest żałosne jak się na to patrzy… – ale to nie do końca ten tekst będzie tak wyglądał.

Problem polega na tym, iż będąc dzieckiem uczęszczającym jeszcze do szkoły podstawowej, gdzieś pośrodku jej, zostałem fanem serii książek o Harrym Potterze. Przez kilka lat uwielbiałem tą serię z niecierpliwością czekając na kolejne części. Pamiętam to wyczekiwanie na czwartą część sagi, które trwało dla mnie tak długo po zapoznaniu się z pierwszymi trzema… Ha, w ogóle warto wspomnieć, że zacząłem czytać wszystko od części drugiej, ale wtedy jeszcze saga o Harrym była po prostu dobrze napisanymi książkami dla młodych ludzi zaczynającymi zabawę ze światem fantasy, więc nie robiło to żadnego problemu, żeby zrozumieć kontekst, bo wszystko było ładnie wytłumaczone. Tak, druga część była moją pierwszą i ulubioną – przeczytałem ją około jedenaście razy, pierwszą i trzecią niewiele mniej, a czwartą może pięć lub sześć. Byłem strasznie zaślepionym fanboyem i jak teraz patrzę na siebie, że tak bardzo mogłem być uzależniony od jednej sagi to mnie ciarki przechodzą. No ale byłem dzieckiem, jeśli coś było dla mnie dobre i ja to lubiłem no to przybrać to mogło taki właśnie poziom i zaangażowanie. Poza tym w sumie się nie dziwię.

Tak, wciąż uważam, że pani Rowling odwaliła kawał świetnej roboty tworząc takiego bohatera dla swojej książki, a do tego umieszczając go w takim lekkim bajkowym świecie, gdzie wszystko traktowane jest z przymrużeniem oka, jest wiele wyolbrzymień. Chodzi o to, że tak luźno napisana książka jest czymś świetnym do rozpoczęcia przygody z książkami dla młodych czytelników, a zwłaszcza z odnogą fantasy. A do tego młody bohater, który ma swoje przeznaczenie, który jest przedstawicielem czytelnika w tym świecie, bo trafia ze świata normalnych ludzi do świata czarodziejów nie wiedząc o nim nic i dowiadując się wraz z czytelnikiem co i jak i dlaczego. Jakie dziecko nie chciałoby przeżyć czegoś tak magicznego? Poza tym wszystko wygląda tak zabawnie, ten nierealistyczny brak wiedzy czarodziejów na temat tego jak żyją normalni ludzie, to luźne podejście do motywów fantasy (np. w tej sadze jednorożce podchodzą tylko do kobiet, a nie tylko do dziewic; bo w sumie znaleźliby dwunastolatkę nie-dziewicę…? i jak wytłumaczyć dziecku z podstawówki różnicę między dziewicą a nie-dziewicą…?). Ot, perfekcyjne dla młodego człowieka. Trzy pierwsze tomy są po prostu napisane dla młodych ludzi i dlatego do tego momentu jest to spójna saga, którą czyta się całkiem przyjemnie – chociaż sądzę, że teraz po tylu przeczytanych innych pozycjach trochę bym się zanudził; a może to kwestia tego, że tyle razy to czytałem…?

Problem zaczyna się powoli wraz z czwartą częścią sagi. Ach, oczekiwanie było wielkie; miało nadejść grube tomisko o przygodach mojej ulubionej (wtedy) postaci. Coś niesamowitego! Oczywiście, kiedy wyszło, od razu zostaliśmy nim w domu zaopatrzeni i zaczęło się czytanie. Powrócił Voldemort, czyli też wydarzenie na które czekali wszyscy chyba fani, żeby on wrócił i zmierzył się z Harrym. Ale też nadeszły inne rzeczy, którymi Rowling zaczęła psuć pierwotny obraz sagi; a psując założenie sagi jakiejkolwiek psuje się całą sagę, ponieważ saga jest sagą nie bez powodu, jest to spójny zbiór dzieł opierających się na tej samej koncepcji. Jednak pani Rowling nagle zaczęła zmieniać swoje nastawienie w środku pisanej sagi, która zaczęła się przeistaczać w irrealistycznie nieudaną kompilację luźnych książek dla dzieci z poważnym podejściem do tematu. Co to oznacza? Ano, nakarmiono czytelników całym tym bajowym światem, który – gdyby odrzucić narzuconą konwencję – byłby nie do przyjęcia gdyby książka miała by być poważnym dziełem, nawet biorąc pod uwagę rolę magii tamże; wszyscy dostali obraz lekkiego świata, nawet wśród dorosłych osobników (to nie tylko z oczu młodego Pottera świat tak wyglądał), a nagle Rowling postanowiła do tego wszystkiego, do tej lekkiej, pełnej symboli i lekkiego wykorzystywania pewnych stereotypów i przekazów (jak np. latanie na miotle jako sport u czarodziejów), postanowiła dodać trochę realizmu, wymieszać to i otrzymać w założeniu bardziej dojrzałe dzieło.

Ale jak dla mnie – kompletnie jej nie wyszło. Czytając części od czwartej do siódmej byłem coraz bardziej zniesmaczony tym jak Rowling odchodzi od koncepcji, którą sama sobie narzuciła. I nie jest to kwestia tego, że bohaterowie dorastają czy coś, bo jak już napisałem – świat przedstawiony w tej sadze był taki a nie inny nie tylko z oczu młodego Pottera, ale także dorosłych postaci. I nagle Rowling zaczęła mieszać w tym co sama stworzyła, naginając wiele stworzonych przez siebie rzeczy, wstawiając realizm tam gdzie wyglądał on żałośnie śmiesznie przy dziecięcej i luźniej konwencji zaburzając składny obraz jaki czytelnik odbierał do tej pory. Do tego zaczęła stosować identyczne triki jak ja kiedy pisałem swoje książki w wieku mocno dziecięcym – wymyślała nowe rzeczy wstawiając je do książek jako stare, które istniały od zawsze, ale pojawiają się teraz, z takiego mniej lub jeszcze mniej logicznego powodu. A zazwyczaj tym powodem było to, że Harry wychowywał sie u rodziny mugoli, więc na temat świata czarodziejów wiedział mniej. Nawet po sześciu latach po wejściu do środowiska. O rzeczach oczywistych, według Rowling. Które wymyślała sobie na biegu, żeby wypełnić siedem książek, na które się zadeklarowała. O rzeczach, które próbowała wytłumaczyć, ale sama nie wiedziała jak to zrobić, przez co wychodziła niezła papka, którą trzeba było przyjąć po prostu do siebie, bo zastanawianie się dlaczego i po co prowadziło do smutnej konkluzji, że to nie ma żadnego sensu – jak próba wytłumaczenia dlaczego Harry przeżył atak Voldemorta. What the fuck was that?!

Tak. Przygody Harry’ego Pottera bardzo mocno mnie zawiodły. Albo inaczej – ich autorka zawiodła mnie niesamowicie mocno swoją niekonsekwencją, niszczeniem własnych założeń w pisaniu długiej sagi fantasy dla dzieci, która potem stała się niestrawnym misz-maszem tego czym była na początku i tego czym Rowling później chciała z tym zrobić, bo zmieniła podejście w trakcie; odrzuciło mnie to, że ostatnie dwie części to tak strasznie grafomańska papka fabularna, że ledwo ją zniosłem czytając, przez siódmą część przeszedłem takimi mękami, że sam nie mogłem w to uwierzyć. Widać po drugiej połowie sagi, że Rowling zadeklarowała się na coś czego sama nie potrafiła do końca udźwignąć, rozciągnęła swoją ciekawą z początku koncepcję na siedem części, które po prostu ją zmiażdżyły. Po prostu – druga połowa książek o Harrym Potterze nie jest dobra sama z siebie, a jest jeszcze gorzej jak patrzę na nią z perspektywy pierwszych książek. Ba, już po czwartej części złapałem spory dystans do tej sagi (a do tego zacząłem czytać lepiej napisane książki, jak np. Władca Pierścieni) widząc co Rowling zaczyna robić, a potem widziałem, że się nie myliłem, bo robiła to jeszcze mocniej, jeszcze bardziej perfidnie i w tym momencie moje uczucia do tej sagi są tak zimne, że nigdy więcej nie sięgnę po tą książkę, by ją przeczytać. A to jest naprawdę źle – Gwiezdne Wojny wciąż oglądam z zafascynowaniem, czytam książki z tego uniwersum, mimo mocnego sparzenia się przy oglądaniu Nowej Trylogii (Ep I-III), która w porównaniu do oryginalnej trylogii (Ep IV-VI) po prostu ssała. Tak mocno Rowling zniszczyła swoją sagę w moich oczach.

A zwieńczeniem głupoty i nieumiejętnego prowadzenia własnej sagi przez Rowling było pokonanie Voldemorta przez Harry’ego używającego Expalliarmusa i wizyta w niebie (?) u Dumbledore’a. Nawet jak to piszę to nie mogę uwierzyć, że ona naprawdę to zrobiła.

następny tekst o przeczytanej książce ->

——————————

Zdjęcie tygodnia z Turcji

100_7969