Monthly Archives: Wrzesień 2013

160. O sportowym jeżdżeniu

Dacie wiarę, że taki maniak sportów motorowych jak ja, nigdy nie był na żadnej imprezie tego typu jako widz aż do ostatniej niedzieli…? Mi samemu trudno w to uwierzyć, ale właśnie tak jest. Do tego jedynie kilkanaście razy pojeździłem sobie po kilkadziesiąt minut gokartami ot tak, dla zabawy, i to też koniec mojej styczności ze sportami motorowymi jako uczestnik. Nie ma okazji, nie ma pieniędzy i tak to właśnie wyszło. A obserwowanie na żywo zawodów bądź szybka jazda na granicy limitu – to jest właśnie to, co chciałem robić już od dłuższego czasu.

I poprzez jazdę na granicy limitu nie mam tutaj na myśli jazdy typu wielu niezwykle mądrych kierowców cywilnych, którzy się szczycą, że na drogach publicznych na prostej potrafią wcisnąć gaz do dechy tudzież potrafią utrzymać jakąś tam wysoką w ich mniemaniu prędkość w zakrętach tylko po to, żeby się popisać przed dziewczyną lub kolegami, bądź po prostu z czystej głupoty. Po pierwsze – nie widzę sensu ryzykowania życia ludzi, którzy na to ryzyko się nie zgadzają. Na torze każdy zna ryzyko i jest jego świadom, ale na drogach publicznych musisz być skończonym idiotom, jeżeli wierzysz w swój nadludzki refleks i umiejętności nabyte podczas 30 godzin jazdy eLką i narażasz innych, nieświadomych o Twoim idiotyzmie, ludzi na ryzyko. Po drugie – po co zarzynać samochód cywilny, by zyskać kilkanaście sekund bądź kilka minut na czasie podczas kilkudziesięcio kilometrowej trasy…? Tak głupie i nielogiczne, że aż moja nieżyjąca trzustka odzywa się z bólem głowy.

Poprzez jazdę na limicie – w sumie to bardziej swoim, a nie samochodu, bo wątpię, żeby w wieku 22 lat, kiedy nigdy nie trenowałem sportowej jazdy samochodem, więc na pewno nie umiałbym wykorzystać limitów oferowanych mi przez maszynę, co czułem jeżdżąc ostatnio gokartami i kiedy już myślałem, że szybciej nie można, to nagle dawało radę jechać szybciej – rozumiem jazdę w warunkach kontrolowanych, gdzie mogę sprawdzić siebie i swoje umiejętności, porywalizować z innymi szemranymi typkami jak ja i poczuć fajną atmosferę, która panuje na zawodach jakichkolwiek sportów motorowych. Zawsze bardziej ciągnęło mnie bardziej do wyścigów niż do rajdów, bo ten typ jazdy bardziej przypada mi do gustu, jednak paradoks polega na tym, że wyścigi w Polsce są w bardzo dużej mniejszości, za to rajdów mamy co nie miara.

Akurat w niedzielę razem z harcerzami z Hufca ZHP Włocławek obstawialiśmy 11 Rajd Brugmann, który zaliczał się do mistrzostw okręgu PZM Bydgoszcz w KJSach, czyli rajdach dla amatorów. Niby niewielkie miasto, niby nie ma za bardzo gdzie te rajdy organizować, ale nawet Włocławek ma swój doroczny rajd, który jest zaliczany do jakiegoś większego kalendarza imprez. Do tego miasta w okolicy też mają swoje niejedne rajdy, także dla amatorów, i wszystko to zalicza się do jakiś oficjalnych mistrzostw, to nie są niezwykle fajne i nielegalne spotkania zbuntowanych właścicieli BMWic. Mimo iż amatorzy, mają dla siebie mnóstwo imprez rozsianych po całej Polsce i nie muszą mieć ani jakiś specjalnych licencji, ani specjalnie zmodyfikowanych samochodów – więc po kiego wuja, ja się pytam, Ty musisz cisnąć na drogach publicznych, kiedy możesz wziąć udział legalnie w imprezie, na której możesz jeździć jeszcze szybciej i masz większe zapewnienie bezpieczeństwa…?

Cóż, chciałbym kiedyś spróbować wziąć udział w jakimś rajdzie, bo o wyścigach w Polsce mogę sobie jedynie pomarzyć. Szczerze powiedziawszy to zazdrościłem tym chłopakom, którzy jeździli, bo to naprawdę musi być fajna zabawa, nawet jeżeli jest to naprawdę tylko amatorsko (chociaż i tak wiele osób podeszło do tego bardzo profesjonalnie). Szkoda, że nie mam wciąż swojego samochodu, bo nawet cywilnym mógłbym raz do roku sobie spróbować, ale przecież jeszcze nic straconego, prawda? Może kiedyś jakaś możliwość się przede mną otworzy i wezmę udział chociaż w kilku rajdach walcząc z innymi osobami (no, i tu znowu – w zasadzie bardziej to z samym sobą)? Wciąż mam taką nadzieję.