89. O sezonie 2012 w F1

[ostrzeżenie dla tych najmądrzejszych: nie jestem fanem żadnego zespołu F1 ani żadnego kierowcy F1; nie kibicuję nikomu więcej lub mniej, nie wspieram żadnego nazwiska, nic z tych rzecz; oglądam F1, bo jestem fanem F1, a nie konkretnego zawodnika; dzięki temu nie bawię się w głupie wymiany argumentów pomiędzy fanboyami Alonso i Vettela, którzy przyjmują do siebie tylko konkretne części argumentacji i kreują własną rzeczywistość. dlatego też za idiotyczne uważam pocieszanie się na siłę po sezonie, że to nie ten a tamten jest prawdziwym mistrzem, bo zasłużył bardziej; takie próby polepszenia sobie humoru są porażką i nie wyglądają dobrze gdy przeprowadza je człowiek, który skończył co najmniej siódmy rok swojego życia]

More men have been into space that stood on the top of Formula One podium. Fernando Alondo and Sebastian Vettel have been there over 50 times. It’s even more remarkable thing to be crowned as the world champion. Only 32 men could claim to that, including Fernando and Sebastian. How many have manage to have three times? Just 8 drivers. Welcome in the day when Interlagos makes it 9. *

Dlatego lubię oglądać BBC czy Sky Sport – przedstawia się tam fakty i analizy w bardzo przystępny sposób i nie bawią się w żałosne próby udowodnienia dlaczego jeden kierowca ma znowu tylko szczęście, a drugi jest taki nieszczęśliwy, że znowu nie zdobywa mistrzostwa. Bo są poważni.

Kolejny (63) sezon F1 dobiegł końca, kolejny (11, ponieważ obejrzałem też kilka starszych sezonów) obejrzany od początku do końca przeze mnie. To były kolejne wyścigi pełne emocji, stresu, obserwacji, analiz, zmuszania mózgownicy do liczenia cyferek pojawiających się na ekranie telewizora… No po prostu – kolejny pełen sezon F1, kolejna walka o mistrzostwo świata, która zakończyła się podczas GP Brazylii w ostatnią niedzielę w bardzo emocjonujący sposób, mimo iż podejrzewałem przed nim, że sprawa będzie szybka i prosta. Wynikiem jest trzecie z rzędu mistrzostwo świata Sebastiana Vettela. Zaskoczenie? Zależy od punktu widzenia. Na początku sezonu, zanim wystartował, to była jedna z głównych opcji; potem mniejsza, by w końcu uznać, że raczej to nie nastąpi w tym roku; a potem odrodzenie, powrót, zwycięstwa i tytuł.

Rok jako jedna wielka huśtawka, gdzie wyścigi zwyciężyło ośmiu różnych kierowców (siedmiu różnych zwycięzców w pierwszych siedmiu wyścigach!), kierowcy popełniali dużo błędów, mieli spadki i w zwyżki formy – świetnym symbolem sezonu 2012 jest jego ostatni wyścig, dreszczowiec na Interlagos, gdzie działo się tyle różnych rzeczy, wszyscy popełniali błędy, mniej lub bardziej kosztowne, prezentowali różne tempo w różnych etapach wyścigu… Tak. Tym tekstem skupię się na podsumowaniu po kolei każdego zespołu i kierowcy na przestrzeni całego sezonu (nie, ocenianie sezonu nie polega na mówieniu jak ciekawe wyścigi były, bo jak umie się wyścigi oglądać, to każdy jest ciekawy; podsumowanie sezonu to podsumowanie jak kierowcy i zespoły dały sobie radę), starając się być w miarę obiektywnym. Ale jestem człowiekiem, żaden człowiek nie może być zupełnie obiektywny.

RED BULL
Zespół wystartował zdecydowanie słabiej niż rok temu. Do tego Sebastian Vettel – z niewiadomych dla mnie przyczyn – miał spory spadek w formie, a przynajmniej w porównaniu do tego co mogliśmy oglądać w sezonie 2011 (tak, bo uświadomcie sobie, że to sportowcy, nie mają cały czas stałej formy, bo wiele osób o tym zapomina). Nie był to wolny samochód, po prostu nie był tak szybki, ale potencjał miał – co potrafił pokazać Webber wykorzystując chwile słabości kolegi z zespołu. Sebastian był zmęczony? Być może. Natomiast pewne jest, że obudził się w końcu w drugiej połowie sezonu. Wcześniej wykorzystywał swój bolid uzyskując punktowane pozycje (chyba, że miał awarie – to dla tych, którzy marudzą, że gdyby Alonsa nie znokautowano kilka razy to byłby mistrzem; a gdyby Vettela też nie dopadł pech kilkukrotnie to wygrałby mistrzostwa z jeszcze większą przewagą; jak używacie argumentu, używajcie go obustronnie, proszę), ale w Belgii widziałem odrodzenie TEGO Vettela, który miażdżył stawkę w 2011 roku, który jeździł pewnie, agresywnie i bezbłędnie. Natomiast Mark Webber – miał lepszy rok niż 2011, ale nie miał tak mocnego uderzeni jak w części roku 2010. Jest dobrym rzemieślnikiem, potrafi jeździć, ale bardzo dobrze pokazuje, że jednak Vettel nie jest tak wolny jak niektórzy go czarują, ponieważ w szczytowej formie Marka po prostu czasami nie ma. Do tego wciąż zdarzało mu się popełniać błędy, które były widoczne w poprzednich latach (wyprzedzania w Abu Dhabi…) – ale w sumie komu w tym roku nie zdarzały się błędy…?

FERRARI
Fernando Alonso jest zdolnym czarodziejem – potrafi w tak przekonujący sposób sprzedać swoją wersję rzeczywistości swoim najwierniejszym fanom, że oni to podchwycą i poniosą w świat ze zdwojoną siłą. W sumie to Alonso bardziej czarował niż jeździł. Cały czas mówił, że tu Newey w Red Bullu, a nie Vettel, zdobywa mistrzostwo, że Ferrari nie najlepszy samochód, a najlepszy zespół (najwidoczniej w rozumieniu – najlepszy skupiający się na jednym kierowcy, dlatego Alosno tak dobrze się tam czuje)… Niegdyś tak samo Alonso zaczarował wielu ludzi przeciwko Hamiltonowi. Tak czy siak – to nie był rok Fernando. Owszem, wykorzystał on swoją najmocniejszą cechę, czyli równość i doświadczenie, ale to nie były przejazdy, które Hiszpan prezentować potrafił niegdyś – aż przejrzałem sobie trochę sezon 2007, żeby na niego popatrzeć i niebo a ziemia… A okazało się być jeszcze gorzej, gdy Massa po tak długim czasie wybudził się z letargu i przypomniał sobie, że może imponować jazdą i być szybki. Od razu było widać różnicę i było widać jak bardzo Alonso jest zamulony. Hiszpan umiejętnie wykorzystywał sytuacje, które wpadały mu do rąk z racji błędów innych kierowców i zespołów, był stały i konsekwentny. A Massa pokazał, że może, jednak pokazał to dużo za późno, ponieważ pierwsza połowa sezonu była w jego wykonaniu bardziej niż kiepska.

McLAREN
Nie wykorzystać takiej szansy to wręcz grzech. A grzech popełniono tutaj ogromny! Myślę, iż śmiało można powiedzieć, że bolid tego zespołu był najlepszym samochodem jaki przygotowano jeśli chodzi o ogół całego sezonu. Jednak… No właśnie, jednak stracono zbyt wiele przez awarie, przez niezawinione kolizje… Po prostu, ten zespół i jego kierowcy mieli pecha. I mimo, iż w klasyfikacji kierowców dzielą ich tylko i wyłącznie dwa punkty, to nawet sam Jenson Button przyznał, że nie czuł się do końca komfortowo w tegorocznym samochodzie co było po nim widać, po tym jak jeździł, kiedy tymczasem Lewis Hamilton potrafił znaleźć więcej prędkości, wycisnąć więcej potencjału – by potem zostać zmiecionym z toru przez Maldonado, albo mieć awarię pompy paliwowej. Naprawdę, Lewis miał najwięcej imponujących momentów na torze niż którykolwiek inny kierowca z czoła stawki, śmiało mógłby walczyć o mistrzostwo gdyby nie śledzący go w tym sezonie pech, bo zdecydowanie odżył po mocno przeciętnym sezonie 2011. Teraz czeka go zmiana zespołu – przechodzi do Mercedesa… Natomiast Button po mocnym 2011 w tym roku przyklapł. Owszem, nie był zły, ale też nie był tak dobry jak rok wcześniej – podobnie do Vettela, tylko że Jenson nie podniósł się w trakcie sezonu.

LOTUS
Myślę, że nie minę się z prawdą jeśli powiem to na głos – Kimi Raikkonen zawstydził wszystkich czołowych kierowców tego roku. Po dwóch sezonach absencji na torach F1, były mistrz świata powrócił, pomógł zespołowi rozwijać i prowadzić samochód, żeby wycisnąć z niego tak szybką maszynę, a do tego – mimo iż Lotus aż tak szybki nie był, ale w porównaniu do 2011… – ostatecznie zdobył trzecie miejsce w klasyfikacji kierowców na koniec sezonu. Nie obyło się bez błędów, oczywiście; ale mimo wszystko Kimi był niesamowity w tym sezonie, zrobił rzecz niesamowitą i radziłbym się go bać w przyszłym sezonie, chyba że czołówka przestanie popełniać aż tyle błędów, a Lotus stanie w miejscu. Co do drugiego kierowcy… Tak, Romain Grosjean. Jego drugie podejście do F1, tym razem widać, że Francuz jest szybki i może zawojować w tym sporcie więcej niż takie gwiazdki jak Nico Rosberg, Mark Webber czy Ralf Schumacher. Jednak jak wiadomo, jest z nim pewien problem – tyle kolizji, tyle wręcz głupich manewrów (GP Japonii)… Było tego dużo, o wiele za dużo i jeśli Romain tego nie zmieni to albo kogoś zabije albo odbiorą mu superlicencję. A chciałbym, żeby zmienić, bo jest za szybki, żeby zmarnować taki talent.

MERCEDES
Zaczęli porządnie, ale skończyli tak naprawdę nigdzie – to była równia pochyła dla tego zespołu. Zestaw kierowców też nie za wiele pomagał w tej sytuacji. Nico Rosberg nie jest najgorszym kierowcą F1 jakiego kiedykolwiek widziałem, ale nigdy nie pokazał mi nic wybitnego. Owszem, wygrał swój pierwszy wyścig po raz pierwszy w tym roku, ale on zadebiutował już w 2006, a w międzyczasie zdarzało mu się mieć mocniejsze samochody, którymi mógłby zawojować trochę więcej (Williams, początek 2009). Ten rok był taki sam jak każdy inny dla Nico – przeciętny. Michael Schumacher też nie dawał rady, jego potencjał już dawno wygasł, powrócił do sportu na trzy lata tylko dla swojej własnej uciechy, ale nie mógł ani razu znaleźć dawnej ikry (oglądając np. sezony 1994-95 widać co Michael niegdyś potrafił, ale wtedy był jeszcze młody…). Teraz po raz drugi odchodzi na emeryturę, znowu żegnamy siedmiokrotnego mistrza świata ze stawki, mam nadzieję, że tym razem na dobre, bo to już nie jest sport dla niego, zbyt wielu młodych i utalentowanych kręci się wokół.

SAUBER
Kiedy BMW odeszło od tego zespołu po 2009 roku miałem wrażenie, że Sauber będzie radził sobie coraz gorzej i gorzej… Ale się myliłem, czasem nie warto słuchać swojej intuicji, która nie jest oparta na żadnych faktach. Było sporo wyścigów podczas tego sezonu, kiedy Sauber wyglądał mocno, a zwłaszcza w rękach młodego Sergio Pereza, który z kolejnym sezonem zaczyna swoją przygodę z McLarenem (czuję, że to kolejny kierowca po Hamiltonie i Vettelu, który przejmie pałeczkę kierowcy do obrzucania błotem, bo ma szczęście, bo nie zasługuje, itp.). Sergio zrobił na mnie spore wrażenie; owszem, ma jeszcze sporo do nauki, ale już w tej chwili widać, że ma więcej niż tylko potencjał i mam nadzieję, że rozwinie się w dobrą stronę pod skrzydłami Jensona Buttona. Natomiast rok Kamuiego Kobayashiego nie był już tak dobry jak lata poprzednie, zdecydowanie jego forma w tym roku opadła i być może to było dla niego gwoździem do trumny i dlatego Sauber nie przedłużył z nim kontraktu na kolejny sezon. Jak dla mnie to szkoda, bo lubiłem obserwować jego jazdę, nawet jeśli w tym roku nie była ona taka dobra jak wcześniej.

FORCE INDIA
Nie mieli złego samochodu, ale środek stawki jest tak mocny, że to już nie jest sezon 2007/08 gdzie wszystko jest jasne i klarowne, teraz trzeba walczyć mocno, bo można równie łatwo skończyć mistrzostwa świata konstruktorów na piątym jak i na ósmym miejscu. Mimo tego, że nie udało im się przeskoczyć Saubera to uzyskaliśmy tutaj pozytyw w postaci Nico Hulkenberga, który po roku wymuszonej przerwy wrócił do regularnego ścigania i pokazał, że może być szybki. A przynajmniej szybszy od mocno przecenianego Paula di Resty, który owszem, umie jeździć, ale to jest jeden z tych rzemieślników. Natomiast u Nico widać coś więcej i tym bardziej nie do końca rozumiem jego kolejnej zmiany zespołu – przechodzi do Saubera – ponieważ na jego miejscu starałbym się zostać w jednym miejscu, na spokojnie się rozwijać.

WILLIAMS
Ten legendarny zespół odbił się od totalnego dna na jakim wylądował w poprzednim sezonie. Owszem, wciąż nie jest to poziom, który chcieliby reprezentować, ale lepsze to niż nic. A do tego wygrali jedno Grand Prix! Dzięki Pastorowi Maldonado – i do tej pory dziwię się jak to się stało, ale stało się w całkowicie normalnych warunkach. Pastor naprawdę potrafi być szybki i pokazał to więcej niż raz, ale jeszcze więcej razy pokazał swoją nieodpowiedzialność na torze oraz różnego rodzaju błędy. Może i zebrał więcej punktów niż jego kolega z zespołu, Bruno Senna, ale punktował zdecydowanie mniej razy niż on. Ale i tak – Senna nie pokazał żadnej specjalnej ikry, nie było nawet poziomu takiego jak Paul di Resta. Po prostu jeździł, czasem wykonał jakiś dobry manewr, ale to i tak było za mało, żeby zachwycić. Pastor natomiast miał więcej takich momentów, no ale jego głupotki… W sumie podejrzewam, że Williams mógłby być wyżej gdyby miał inną parę kierowców.

TORO ROSSO
Zespół był tym czym być powinien – bojowym polem do sprawdzenia się młodych, nieopierzonych kierowców, by pojeździli sobie w wyścigach, mieli możliwość powalczenia w środku stawki, nauczyli się najważniejszych rzeczy i pokazali się większym i lepszym zespołom. Trudno jest mi ocenić jednak Daniela Ricciardo i Jean-Erica Vergne – mam wrażenie, że to ten drugi zdołał pokazać więcej, ale myślę, że na pełną ocenę ich umiejętności poczekam jednak do końca sezonu 2013. Mam nadzieję, że Toro Rosso wciąż będzie w stanie dać młodym okazję do jazdy, walki i ćwiczenia umiejętności.

CATERHAM
Trzeci rok tego zespołu i wciąż nie są tam, gdzie chcieliby być. Nie można nawet powiedzieć, żeby podgryzali środek stawki i raczej nie zmieni się to za wiele w 2013 – nadzieją dla nich jest zmiana przepisów na sezon 2014, wtedy mogą zrobić skok naprzód. Ale w sumie każdy może, także… Ale myślę, że ta przygoda mogła nauczyć Heikkiego Kovalainena całkiem sporo i chciałbym zobaczyć go teraz w lepszym zespole, coby zobaczyć o ile lepszy jest w tej chwili niż w czasach z Renault i McLarenem. Witalij Pietrow natomiast zapewnił dziesiąte miejsce w klasyfikacji konstruktorów dla zespołu, ale i tak nie radził sobie tak dobrze jak Fin.

MARUSSIA
Żyją, z dnia na dzień. Jeżdżą, robią co mogą, ale mają ten sam problem co Caterham, są po prostu za bardzo z tyłu. I Charles Pic mnie zainteresował.

HRT
Ja nawet nie wiem czy jest tutaj o czym mówić.

——————————————

*cytat z intra transmisji GP Brazylii 2012 na BBC

Dodaj komentarz