90. O Istambule

Ostatnio kilka dni spędziłem ze znajomymi w Istambule. Tak, tak – w tym wielkim tureckim mieście, które leży w Europie i Azji jednocześnie. Cóż, jestem sobie w Turcji na wymianie studenckiej to grzechem byłoby nie zobaczyć tego najbardziej znanego miasta z tegoż kraju. Owszem, byłem tam już raz, ale z racji lądowania tam naszego samolotu, więc spędziliśmy tam niewiele czasu, a do tego oglądając wszystko zza szyby autobusu.

Chociaż w sumie nie było kompletnie inaczej i tym razem. Trzeba przyznać – Istambuł jest naprawdę ogromnym miastem i nie da się zobaczyć wszystkiego, ani nawet małego procenta w kilka dni. Ale żeby zobaczyć cokolwiek to trzeba podróżować za pomocą komunikacji miejskiej, najczęściej autobusów. Mając swoją kartę magnetyczną, którą doładowujesz w specjalnych punktach, a w autobusie czytnik zabiera Ci odpowiednią ilość pieniędzy za przejazd, możesz udać się w sumie każdym środkiem transportu publicznego, włączają w to nawet statek, który pływa między europejską i azjatycką częścią miasta. Także dużą część czasu pochłania samo przedostawanie się z miejsca na miejsce, ponieważ korki są niesamowicie wielkie, mimo iż ulic i dróg jest zatrzęsienie. Dziennie spędziliśmy być może średnio dwie i pół godziny na samych przejazdach.

Jakie miejsca spotkały nas tamże? No cóż, jak każde ogromne miasto, Istambuł jest bardzo różnorodny pod względem swojej zawartości. Ponieważ są tutaj miejsca typowo wielkomiejskie, gdzie jest pełno firmowych sklepów, centr handlowych, bogatych dzielnic; są też miejsca dla turystów, specjalnie przygotowane ulice, stoiska, gdzie sprzedawcy znają różne zwroty w kilku językach świata; miejsc typowych do zwiedzania też jest całkiem sporo; ale także jest to co jest w każdym mieście na świecie, czyli miejsca normalne, gdzie ludzie sobie po prostu żyją z dnia na dzień i ich miejsca pobytu nie powiedziałyby Ci, że to jest właśnie ten wielki Istambuł.

Gdzie byłem? Ano rezydowaliśmy u chłopaka naszej znajomej, który wynajmuje mieszkanie blisko swojego uniwersytetu po europejskiej stronie miasta, w niezbyt bogatej dzielnicy. Pełno wąskich uliczek, górek, spadków (o tak, w Turcji inżynierowie budowlani mieli niezwykle trudną robotę do wykonania, bo wiele budynków stawianych jest na niesamowitych stromiznach)… Ale też bezproblemowo ze znalezieniem sklepów czy restauracji, bo było ich w okolicy całkiem sporo. Stamtąd udaliśmy się do kilku centrów handlowych (dość dużych), chodziliśmy po jakiejś długiej ulicy, której nazwy nie pamiętam, ale było tam pełno ludzi, a w bocznych uliczkach, które były strasznie wąskie i klimatyczne, były miliony restauracji i pubów, a jeszcze więcej ludzi i naprawdę trudno było się przeciskać przez ten tłum ludzi; byliśmy w Blue Mosque oraz byliśmy pod Hagia Sophia (ale było już za późno, żeby wejść do środka, także widzieliśmy tylko z zewnątrz); przebijaliśmy się przez jakieś bazarki, gdzie sprzedawano nawet małe króliczki za 10 tureckich lir…

Jakie się moje wrażenia? Istambuł to duże, zatłoczone miasto, w którym nie potrafiłbym żyć komfortowo na co dzień. Ale tak jak Warszawa mnie odrzuca, tam przy Istambule nic mnie nie odrzucało, jednak nie jest to miasto, w którym chciałbym kiedykolwiek mieszkać. Pozwiedzać, pochodzić, popatrzeć, wczuć się w całkiem przyjemny panujący tam klimat – jak najbardziej.

Jednak największym rajem Istambuł będzie dla kobiet, które uwielbiają ubrania – na takie zakupy, drogie panie, jakie można tam się udać, z pewnością poszłybyście za wszelką cenę.

———————————–

Zdjęcie tygodnia (spóźnione) z Turcji100_7418

Dodaj komentarz