Monthly Archives: Styczeń 2014

170. O ‚The Hobbit: The Desolation of Smaug’

Obejrzałem ten film już tydzień temu z hakiem, jednak nie miałem czasu napisać nic o nim, dlatego robię to dopiero teraz. Ale od początku.

Hobbita przeczytałem gdzieś jak byłem jeszcze w podstawówce, to musiało być wtedy bo zaczął się wielki bum na Władcę Pierścieni z racji jego wielkiej ekranizacji. No, najpóźniej przeczytałem na początku gimnazjum, ale wydaje mi się, że byłoby to już za późno, nie pasuje mnie do chronologii. Tak czy siak, zrobiłem to właśnie wtedy i było to ostatni raz, gdy czytałem Hobbita – potem obejrzałem pierwszego Władcę, postanowiłem go przeczytać, skończyłem całą trylogię zanim zrobiono wszystkie filmy i… I zacząłem czytać od początku, ale nie chciało mi się czytać znowu Hobbita, bo wtedy wydawał mi się zbyt nudny w porównaniu do Władcy (którego w sumie przeczytałem całościowo cztery razy, ostatni raz w gimnazjum).

Słysząc, że Peter Jackson ma zamiar zrobić ekranizację Hobbita nie do końca widziałem tego sens, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecność jego trylogii filmowej, która była miażdżącym kawałem filmów fantasy (nie umywającym się do książek, ale – jak już kiedyś mówiłem – nie ma sensu porównywać do siebie tych dwóch rzeczy, bo to są dwa zupełnie inne od siebie media przekazu), a to dość krótkie preludium, opowiastka dla dzieci wręcz, wyglądałaby przy tym dość śmiesznie. Do tego doszła informacja, że ma powstać cała trylogia w oparciu o Hobbita, co zdziwiło mnie ostatecznie.

Pierwszą część obejrzałem krótko przed pójściem do kina na najnowszą i przyjąłem ją do siebie ze spokojem, aczkolwiek trudno było mówić o jakiś wielkich emocjach. W sumie podobnie było już po zakończeniu seansu w kinie drugiej części trylogii filmowej opartej na Hobbicie Tolkiena. Na pewno w końcu zauważyłem sens dodawanych przez Petera Jacksona wątków, które nie pojawiły się oryginalnie w książce – chce on połączyć tą trylogię ze swoją wcześniejszą, by miały one trochę wspólnego, i żeby Hobbit pokazywał bezpośredni wstęp do głównych wątków Władcy Pierścieni.

Nie podobają mi się natomiast efekty specjalne i przygodowe przedłużanie scen. Ta pierwsza rzecz jest po prostu zrobiona zbyt sztucznie i wygląda to gorzej nawet niż we Władcy – z tymi możliwościami, jakie teraz mają filmowcy, robić tak plastykowo-komputerowe brzydkie rzeczy to aż wstyd, chociaż widzę, że dużo filmów ostatnio poszło czy idzie w taką właśnie stronę (np. 47 Ronin), kiedy można zrobić niesamowite efekty specjalne z użyciem CGI, które wyglądają schludnie, pięknie i realistycznie, nie rażąc oczu aż taką sztucznością (np. Life of Pi). Przedłużanie scen też jest nużące i aż przed oczami staje mi najgorsza moim zdaniem część Star Wars, w której wsadzono tyle przedłużonych scen przygodowych, by rozbudzić emocję w najwyżej 10-latkach… Podobnie jest tutaj, tylko że właśnie takie zabiegi stosuje się w filmach dla młodszych, kiedy bohaterowie muszą mieć długie sekwencje, w których biegają/uciekają, napotykają kolejne przeszkody/wodospady/lawiny, by pięćset razy pod rząd wykorzystać niesamowite zbiegi okoliczności, które ratują ich z sytuacji mocno beznadziejnych, bo młody człowieczek nie zainteresuje się zbyt wieloma dialogami…

Można by tutaj dyskutować jeszcze o krasnoludach, których uroda poszła zbyt w stronę elfickiej, wbrew temu co kanon fantasy podaje (nie ma czegoś takiego jak przystojny krasnolud…!), można by wspomnieć o Legolasie, który jest starszy niż we Władcy, także o jego ojcu, którego zrobiono tak skrajnie przerysowanego, że aż podczas seansu musiałem mrużyć oczy ze zniesmaczenia… Ale czy trzeba? Nie. Druga część Hobbita, tak jak i pierwsza, nie jest dziełem wybitnym, nie poraża i nie wprowadza niczego ciekawego do kinematografii, a momentami może nawet przynudzać (patrz – przedłużanie scen na siłę). Jednak nie jest to też film zły, którego trzeba unikać – warto go obejrzeć, bo jednak oparty jest na kawałku dobrej historii no i jest to definitywnie film przygodowy, więc jak ktoś lubi tego typu rzeczy to iść warto. Czy pójdę na trzecią część do kina? Zapewne tak, ale nie oczekuję, że coś mnie zaskoczy, albo wyjdę po filmie cały w skrajnie pozytywnych emocjach. Taki mój gust i takie moje zdanie…